Aktualne ogłoszenia

Ogłoszenia parafialne»

Najnowsze intencje

Intencje mszalne»

Porządek nabożeństw

Zapoznaj się z porządkiem»

Dołącz do nas

Grupy Parafialne»

Wiadomości »

Akademia apologetyki
11/2024

 

Co przed nami - 5 CELÓW PARAFII
09/2024

Zapraszamy do obejrzenia słowa na nowy rok formacyjny 2024/2025 skierowanego do parafian przez ks. proboszcza Waldemara Maciejewskiego.

 

Pytania (i jedno wyzwanie) do Abpa Adriana Galbasa
09/2024

Pytania (i jedno wyzwanie)
do Księdza Arcybiskupa Metropolity Katowickiego
Adriana Galbasa.

 

 

Kim dla Księdza Arcybiskupa Adriana jest Jezus?

Ojej, to pytanie na opowieść. Jest Zbawicielem. Po prostu. Nie mam innej odpowiedzi. Nie wiem, jak wyglądałoby moje życie bez wiary w Jego prawdziwą obecność. Byłoby spłaszczone, dużo bardziej chaotyczne i dużo mniej bezpieczne. Nie umiałbym się odnaleźć. Odpowiedzi na fundamentalne życiowe pytania brzmiałyby banalnie i smutno, i nie przekonałyby chyba nawet mnie samego…

 

Naszej parafii patronuje święta Rozalia, która już w dzieciństwie postanowiła oddać swe życie Najwyższemu i w tajemnicy złożyła ślub dozgonnej czystości. Pamięta Ksiądz tę chwilę, kiedy poczuł w swoim sercu, że chce poświęcić życie Bogu?

Nie wiem, czy poświęciłem swoje życie Bogu. To się tak mówi, ale jak jest naprawdę? Dużo we mnie egoizmu, myślenia o sobie. Nie wiem też jak zachowałbym się w sytuacji ekstremalnej, gdybym musiał w jednej chwili zdecydować, czy umiem umrzeć dla Chrystusa. Chciałbym mieć taką odwagę, jak mieli wielcy męczennicy, ale jak by było? Na razie staram się codziennie wypełniać podjęte obowiązki, ofiarować wszystko Panu, zwłaszcza trudy, niepowodzenia i upokorzenia i próbuję uczyć się od Świętych i tych kanonizowanych i tych nie…

Rodzice św. Rozalii widzieli przyszłość swojej córki u boku wysoko urodzonego młodzieńca. Gdy zaczęli namawiać ją do małżeństwa, uciekła z domu i zamieszkała w odosobnieniu. Czy rodzice zaakceptowali wybór Księdza i okazali wsparcie?

Tak, zawsze szanowali moją wolność i decyzje, choć nie zawsze się z nimi zgadzali. Decyzja, by pójść do Seminarium nie była dla nich łatwa, jednak nie próbowali mnie od niej odwieść. Mama powtarzała zawsze, że jeśli zdecyduję inaczej, to mam wracać. Ale na święceniach kapłańskich była chyba szczęśliwa. Sakry biskupiej już nie doczekała.

 

Studiował Ksiądz w Wyższym Seminarium Duchownym Księży Pallotynów w Ołtarzewie. Skąd właśnie taki wybór? Dlaczego Pallotyni?

W sumie przypadek. Brat mojego kolegi był klerykiem pallotyńskim. Opowiadał o Zgromadzeniu. Spodobała mi się ta opowieść, a że nie miałem innych pomysłów, więc poszedłem za tym. Potem poznałem charyzmat Zgromadzenia, który mnie bardzo ujął, zwłaszcza wielki akcent kładziony na apostolstwo świeckich. Nie tylko dla świeckich i wśród świeckich, ale właśnie świeckich. Sprawa ciągle aktualna i nie do końca w Kościele zrozumiana.

 

Jakie wspomnienia wiążą się z czasem pobytu w seminarium?

Różne! Było dużo trudności, walki ze sobą, dużo pytań. Ale był to czas prawdziwego wzrostu w wierze, odkrywania Kościoła, poznawania jego życia. Seminarium zmieniło mnie, moje chrześcijaństwo, moją wiarę. Mnie!

 

Jakie myśli, emocje i uczucia towarzyszyły chwili, w której dowiedział się Ksiądz o nominacji biskupiej?

Zaskoczenie i strach. I poczucie obowiązku wobec wyzwania, które kieruje Kościół, a które – jak wierzyłem – jest od Boga.

 

Jako zawołanie biskupie wybrał Ksiądz słowa: „Pax Christi” (Pokój Chrystusa). Dlaczego wybór padł na te dwa wyrazy?

To najpierw ukłon w  stronę pallotyńskiej duchowości. Bo tymi słowami Pallotyni zawsze się pozdrawiają. „Pax Christi – sit semper nobiscum”. Niech pokój Chrystusa zawsze będzie z nami. Ale też pomyślałem, że to jest dzisiaj potrzebne światu jak tlen: dawanie innym pokoju, który nie jest naiwnym uspokojeniem, ale który płynie z Serca Bożego. Oczywiście, żeby dać, trzeba wziąć. W tym zawołaniu jest też więc ukryte pragnienie bycia blisko Tego, o którym św. Paweł powie, że jest naszym Pokojem.

 

17 czerwca 2023 roku, podczas ingresu, czyli uroczystego objęcia rządów w archidiecezji katowickiej,  powiedział Ksiądz do zebranych: „Nie istnieje Kościół dla świeckich. Istnieje tylko Kościół ze świeckimi. (...) Czas powierzyć ludziom świeckim rzeczywistą odpowiedzialność za wiele spraw Kościoła”.  Które
z inicjatyw podejmowanych przez ludzi świeckich uważa Ksiądz za szczególnie istotne na drodze realizacji naczelnego powołania każdego z nas, czyli zmierzania ku świętości?

O, jest ich wiele, a jednocześnie wciąż za mało. Nie chciałbym nikogo wyróżniać, by innych nie pominąć, ale cieszę się każdą obecnością świeckich we wspólnotach, parafiach, w katechezie, w mediach, na Wydziale Teologicznym. Trudno wyobrazić sobie Kościół, w tym także Kościół w naszej archidiecezji bez świeckich.

 

Święty Jan Paweł II mówił do nas: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali”. Jakie wymagania stawia wobec samego siebie metropolita katowicki?

Codziennej wierności. Takiej, która nie potrzebuje głasków, nowych uzasadnień, wielkich świąt. Po prostu jest! Kocham św. Józefa i właśnie jego styl mi imponuje. Robienie tego, co mamy do zrobienia. Wiernie, codziennie i dobrze.

 

„Zawsze się radujcie. Nieustannie się módlcie. Za wszystko dziękujcie. Taka jest bowiem wola Boga
w Chrystusie Jezusie względem was” – pisze apostoł Paweł w Liście do Tesaloniczan. Która z modlitw jest Księdzu szczególnie bliska?

Ojcze nasz…

 

W maju w naszej parafii przeżywaliśmy dziewięciodniowe rekolekcje „Adoracja 9”. Licznie zgromadzeni trwaliśmy przed Najświętszym Sakramentem, wpatrywaliśmy się w Niego, czytaliśmy rozważania
i pozwalaliśmy Mu działać.  Czym dla Księdza Arcybiskupa jest Adoracja? Proszę podzielić się z nami swoim świadectwem.

Modlitwą najbardziej osobistą i intymną. Dlatego szczególnie cenię adorację w milczeniu. Tych prowadzonych niezbyt lubię. Modląc się przed Najświętszym Sakramentem nie doświadczam szczególnych wzniosłości. Często jest to dla mnie modlitwa bardzo trudna, a jednak, po jej zakończeniu czuję się dużo silniejszy, bardziej pogodny i pełen nadziei. To dla mnie najlepszy dowód, że Pan działa. 

 

Każdy z nas został obdarzony jakimś talentem. Które ze swoich zdolności  wykorzystuje Ksiądz najczęściej w swojej posłudze?

Niech to ocenią inni…

 

Jak wygląda przykładowy dzień z życia Księdza Adriana?

Wstaję dość wcześnie. Poranek przeznaczam zasadniczo na modlitwę. Potem do południa pracuję w kurii. Po południu mam czas na przygotowanie tekstów homilii, czy innych wystąpień, lub wypoczynek, potem wyjazdy na parafię. Wieczorem lektura, spotkania towarzyskie lub film. Kładę się dość wcześnie. Po dwudziestej drugiej proszę nie dzwonić…

 

W naszej wspólnocie parafialnej nie brakuje wycieczek, pielgrzymek, wypadów w góry. Ostatnio zdobyliśmy Babią Górę, a wcześniej Turbacz i Skrzyczne. W jaki sposób lubi Ksiądz spędzać czas wolny?

Przede wszystkim aktywnie. Biegam, chodzę po górach, lubię pływać. Zawsze musi być też kilka równolegle czytanych książek. Kina mniej, ale filmów niekoniecznie. Są platformy straemingowe. Kilka razy w roku jestem też w teatrze, czy filharmonii lub operze.

 

Pod koniec czerwca z naszej parafii wyruszyła piesza pielgrzymka do Czarnej Madonny na Jasną Górę. Która z rozlicznych pielgrzymek była dla Księdza Arcybiskupa szczególnie ważna i pozostanie niezapomniana?

Dwie: rowerowa z Poznania do Jerozolimy i piesza do Compostelli. Obie żyją we mnie do dzisiaj.

 

Jakie słowa skierowałby Ksiądz do młodych ludzi, którzy chcą swoje życie w poświęcić Bogu, wstępując do zakonu czy seminarium?

Nie bójcie się. Jeśli to nie powołanie, wrócisz. Jeśli powołanie, a nie pójdziesz – stracisz.

 

Po swoim zmartwychwstaniu Jezus ukazał się apostołom i powiedział do nich: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony”. Jak zatem przekonać tych, którzy dotąd nie uwierzyli?

Jedynym narzędziem jakie mamy to świadectwo życia. Bez niego wszystko inne jest męczącym kłamstwem.

 

Czy jest jakaś złota myśl, która prowadzi Księdza Arcybiskupa przez życie?

Nie mam jednej złotej myśli. Największe światło płynie z każdego Słowa Bożego.

 

Dziękujemy za odpowiedź na każde pytanie, teraz przyszła pora na nasze wyzwanie. Wiemy, że arcybiskup śpiewa, recytuje, a nawet rapuje. Z całą pewnością też nieźle rymuje. Początek ułożyliśmy, ciąg dalszy do zrobienia. Księże Adrianie, życzymy powodzenia!!

 

 

Na Maciejkowice

 

W sąsiedztwie jednego z najstarszych polskich miast – Bytomia,

leżą Maciejkowice - dzielnica Chorzowa zielona.

Tu święta Rozalia nam patronuje,

Od morowego powietrza i wszelkiej zarazy zachowuje.  

Uczy pokory, skromności i wiary,

By nasza ufność w Panu nie miała miary.

Tu Matka Boska Nieustającej Pomocy

Wyprasza nam łaski i ze swym Synem jednoczy.

Tu nasi księża czuwają wytrwale,

Abyśmy ku świętości podążali stale.

 

Oby już zawsze tak tu pozostało,

A nasze grono wciąż i wciąż wzrastało.

Obyśmy byli wspólnotą w Kościele

Służącą Bogu wciąż śmielej i śmielej.

 

 

Księże Arcybiskupie, zadanie wykonane znakomicie. Gratulujemy i raz jeszcze dziękujemy. 

Relikwie św. Rozalii wprowadzone
09/2024

W sobotę 31 sierpnia, abp Adrian Galbas SAC dokonał w naszym kościele instalacji relikwii św. Rozalii.
Był to bardzo ważny dzień dla całej wspólnoty parafialnej.

Święta Rozalio, módl się za nami.

 

PEŁNA GALERIA

 

Homilia abpa Adriana Galbasa: https://youtu.be/subD3Kw3xxo?si=rMB3E9DjO0PDqAXN

Uroczystość wprowadzenia relikwii św. Rozalii
08/2024

Zapraszamy do udziału w historycznym wydarzeniu jakim jest wprowadzenie do naszej parafii relikwii naszej patronki - świętej Rozalii.
Uroczystej Mszy świętej o godzinie 17:00, w czasie której wprowadzone zostaną relikwie, przewodniczyć będzie Arcybiskup Adrian Galbas.
Po Eucharystii zapraszamy na wspólne parafialne świętowanie przy naszym kościele.
 

Malowanie kościoła
08/2024

W dniach 19 - 23 sierpnia odbywało się malowanie naszej świątyni.
Dziękujemy za wsparcie tej inwestycji, za wszelkie ofiary składamy serdeczne Bóg zapłać ?
Dziękujemy również wszystkim, którzy zaangażowali się w sprzątanie i przygotowanie naszego kościoła na niedzielę.
Jest radość - kościół pomalowany i posprzątany ?

ZAPRASZAMY NA FESTYN PARAFIALNY
06/2024

Serdecznie zapraszamy już po raz drugi do udziału w parafialnym festynie, który odbędzie się 23 czerwca przy kościele Matki Bożej Nieustającej Pomocy i św. Rozalii w Maciejkowicach ?
 
W czasie festynu wystąpi zespół Avans.
Przygotowano również wiele ciekawych atrakcji:
- dmuchańce
- animacje dla dzieci
- grill
- zabawy
- i wiele innych!
 
W czasie festynu będzie możliwość wzięcia udziału w loterii, w której główną nagrodą jest hulajnoga elektryczna! ?
Festyn będzie odbywał się w godzinach 15:00 - 20:00
 

Maciejkowicka Pielgrzymka na Jasną Górę (FORMULARZ)
05/2024

Zapraszamy do wspólnego pielgrzymowania na Jasną Górę.

 

Termin: 26-29 czerwca 2024
Start: 26.06.2024 g. 8:00 - kościół w Maciejkowicach
Koszt: 200 zł.
Serdecznie zapraszamy
 

 

Wywiad z Księdzem GERARDEM GULBĄ
04/2024

Wywiad z Księdzem GERARDEM GULBĄ,

naszym Kochanym Księdzem Seniorem,

którego „Jezus wiedzie przez życie i drogę wskazuje mu wciąż”

 

 

Przenieśmy się do czasów dzieciństwa, do domu rodzinnego Księdza Seniora. Które ze wspomnień z tego okresu są wciąż żywe?

Pamiętam dobrze wszystkie dni przeżyte wraz z rodzicami i rodzeństwem. Był to czas wojny, czas komuny, trudny okres, jednakże rodzice stawali na wysokości zadania i wspominam dziecięce lata bardzo dobrze. Ojciec pracował, a mama zajmowała się domem. Było nas pięcioro. Ojciec, człowiek pracy,  nauczył mnie pracować. Był zatrudniony na kopalni, a potem wykonywał różne inne prace. Mama nauczyła mnie modlitwy. Tak bym to najprościej ujął: tata praca, a mama modlitwa. Chociaż, gdy chodzi o sprawy religijne, to ojciec też mi dużo przekazał. Ale przede wszystkim mama, która była w domu, która miała więcej czasu. Pierwsza katecheza odbywała się właśnie na kolanach mamy. Miałem wówczas trzy, cztery lata. Gdy w pierwszej klasie szedłem na pierwszą lekcję religii, to już dużo wiedziałem.

 

Jakich zasad musiał przestrzegać młody Gerard?

Mama podkreślała, by dobrze życzyć drugiemu człowiekowi, by mu pomagać i być na niego otwartym. Pamiętam, jak graliśmy w piłkę z bratem i kolegami, to w przerwie szliśmy do mamy, która zawsze kupowała więcej chleba, by starczyło również dla moich kolegów, którym gorzej się powodziło. Doskonale wiedziała, że nie przyjdziemy we dwóch z bratem, tylko będzie nas więcej. Jedno z naczelnych pouczeń mamy brzmiało: „Jak coś dostaniesz, ciesz się i dziękuj Bogu. Jak nie masz, to nie narzekaj, widocznie nie musisz tego mieć”. Mama nauczyła mnie więc mieć i nie mieć. Tata też wiele pomagał innym za przysłowiowe „Bóg zapłać”. Zatem: praca, życzliwość, pomoc potrzebującemu i oczywiście modlitwa. Modlitwa była codziennie. Modliliśmy się wspólnie. Jak ojciec był w domu, to do nas dołączał.

 

 

Jakim Ksiądz był uczniem?                                             

Lubiłem chodzić do szkoły, dobrze mi szło. Mama zawsze chodziła na wywiadówki i wracała uradowana. Był to dla niej czas nagrody za jej matkowanie i krzątanie wokół nas.

 

Jakie imię przybrał Ksiądz podczas przyjęcia Sakramentu Bierzmowania?

Bartłomiej.

 

Dlaczego takie?

Zainspirował mnie święty Bartłomiej oraz książka „Bartek zwycięzca” Henryka Sienkiewicza.

 

Należał Ksiądz do grona ministrantów?

Tak, służyłem około pięciu lat.  Wtedy było tak, że wraz z ukończeniem szkoły podstawowej kończyła się służba przy ołtarzu. Bardzo mi  później tego brakowało. Nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Przez pewien czas, co było dla mnie zaszczytem, chodziłem z ojcem na sumę. Tata lubił przebywać na chórze, a mnie to nie za bardzo odpowiadało. Chciałem być blisko ołtarza, co nastąpiło dopiero, gdy wstąpiłem do seminarium.

 

Kiedy pojawiły się myśli, żeby związać swoje życie z kapłaństwem?

O kapłaństwie myślałem już w szkole podstawowej, potem w liceum. Powołanie narastało. Niektórzy w rodzinie, oprócz rodziców, zadawali pytania, podsuwali myśl o nauce w seminarium.

W ostatniej klasie liceum, w klasie maturalnej, jedna z pań profesorek zawołała mnie po lekcji i zapytała, czy myślę o wyborze odpowiedniego kierunku studiów, bo ona najchętniej widziałaby mnie przy ołtarzu. Odpowiedziałem jej, że o tym pomyślę. Potem myślałem, nawet intensywnie.

 

Jak rodzina, otoczenie przyjęło decyzję Księdza o wstąpieniu do seminarium?

Ojciec powiedział: „Ty decydujesz”, natomiast mama i rodzeństwo, ucieszyli się. Było to dla mnie dużym wsparciem.

 

Z jakimi wspomnieniami wiąże się czas pobytu w seminarium?

Pamiętam trudne warunki lokalowe na kursie wstępnym. W jednej sali przebywało nas dwunastu, miejsca nie było za wiele. Później, w Krakowie, podczas pięcioletnich studiów, warunki były lepsze. To był trudny, ale dobry czas. Z każdą chwilą wzrastałem w swoim powołaniu. Powiem szczerze, że wraz moimi kolegami, nie mogliśmy doczekać się końca wakacji i powrotu do seminarium.  Szczególnie pamiętam tę tęsknotę za seminarium po drugich wakacjach letnich. Był to dla mnie znak, że podjąłem słuszną decyzję, że jestem we właściwym miejscu.

Na trzecim roku przerwano mi studia i na dwa lata powołano mnie do służby wojskowej. To był dla mnie wstrząs. Byłem w trudnej kompanii. Przebywałem wśród starszych ode mnie, recydywistów po wyrokach, jednakże wszyscy byli dla mnie bardzo koleżeńscy. Pomagałem im, udzielałam wskazówek. Niektórym pisałem listy, które wysyłali do swoich domów, czy też do swoich dziewcząt. Odwdzięczali się, wyręczając mnie w pracach porządkowych. Darzyli mnie szacunkiem, byłem dla nich autorytetem. Czas wojska był szkołą życia, jednak mile go wspominam.

Po pobycie w wojsku kontynuowałem naukę w krakowskim seminarium. Przełożeni poszli nam na rękę i dwa lata zaliczyli nam w jednym roku. Straciłem zatem tylko jeden rok. Dodam, że mój proboszcz powiedział do mnie, że jeszcze będę ten czas spędzony w wojsku błogosławił, że kiedyś wyda on owoce. Słowa te uczyniłem mottem, ciągle o nich myślałem i przypominałem je sobie. Pan Bóg tak zaplanował i widocznie to było słuszne.

 

Pamięta Ksiądz dzień, w którym po raz pierwszy założył sutannę? Jakie uczucia, emocje towarzyszyły wówczas młodemu klerykowi?

To była dla mnie duża radość. Cieszyłem się z tego, że mam sutannę, że w ten sposób przypominam wszystkim, że jest Bóg, że jest życie wieczne. Czułem się dowartościowany, choć przełożeni podkreślali, że to nie szata zdobi człowieka.

 

W czerwcu 1966 roku w Katowicach otrzymał Ksiądz święcenia kapłańskie. Proszę opowiedzieć o swoich planach, celach, zamierzeniach. Jakim duszpasterzem chciał być Gerard Gulba?

Nie miałem konkretnego planu. Całkowicie poddałem się woli Bożej. Powiedziałem: „Panie Jezu prowadź, a ja pójdę za Tobą”.

 

Jakie słowa zamieścił Ksiądz na obrazku prymicyjnym?

„Na zawsze Twój”.

 

Jak wyglądały pierwsze lata kapłaństwa, jak wspomina ksiądz ten czas?

Zaczynałem jako wikariusz w parafii pod wezwaniem Ducha Świętego w Chorzowie. Bardzo dobrze wspominam moje początki, start w kapłaństwo. Mój pierwszy proboszcz, który przed rokiem odszedł do wieczności, był otwarty na wszystko, co nowego wnoszę. Nasza współpraca układała się pomyślnie.

W drugiej placówce, w Bielsku - Białej, ksiądz biskup Bednorz posłał mnie do pracy z młodzieżą w duszpasterstwie akademickim. Praca dawała mi dużo radości. Były to lata 1970 – 1974. Cztery razy w roku robiłem dla rodziców tejże młodzieży dni skupienia. Brało w nich udział około 250 osób. Rodzice uczestniczyli w modlitwach, projekcjach filmowych, konferencjach, dyskusjach, czy też rozmowach indywidualnych. Warto dodać, iż były to czasy, kiedy to księża mieli autorytet. Zdarzało się iż rodzice mówili mi, że ich dzieci w domu powtarzają: „A ksiądz Gerard to powiedział tak a tak”.  Bardzo dobrze wspominam ten czas współpracy z młodzieżą.

Potem, przez krótki czas, byłem administratorem czterdziestotysięcznej parafii w Żorach. Nie był to łatwy okres. Nie miałem jeszcze dziesięciu lat kapłaństwa. Codziennie wieczorem byłem świadkiem protestów ponad dwustu ludzi. Chciano oderwać ludzi od kościoła katolickiego. Ja tam nie spałem ani jednej nocy. Po dwóch miesiącach pobytu w Żorach schudłem dwanaście kilogramów. Przyjechał kanclerz, do którego moja lekarka powiedziała: „Jak chcecie tego księdza zniszczyć, to go jeszcze miesiąc potrzymajcie”. Kanclerz, jak się później dowiedziałem, przekazał te słowa biskupowi, który postanowił skierować mnie do parafii w Skoczowie. Tam miałem jak u Pana Boga za piecem. Był to dla mnie czas pewnego rodzaju odpoczynku. Ksiądz Jan Twardowski napisał, że „W życiu jest najlepiej, kiedy jest nam dobrze i źle. Kiedy jest nam tylko dobrze - to niedobrze”.

Po dwóch latach udałem się do szesnastotysięcznej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Mysłowicach. Byłem tam proboszczem przez prawie trzydzieści lat, aż do emerytury.

 

Jako proboszcz podejmował ksiądz wiele inicjatyw. Które z nich były szczególnie istotne i miały znaczący wpływ na życie parafian?

Wspomnę o najważniejszych czterech filarach:  wczesna komunia święta, katecheza dorosłych, praca z młodzieżą oraz działalność charytatywna.

Pierwszy filar to wczesna komunia pięciolatków i sześciolatków. Co dwa tygodnie spotykałem się z rodzicami tychże dzieci na katechezę. W tym samym czasie dzieci miały nauki z nieżyjącą już wspaniałą katechetką. Spotykaliśmy się tak trzy lata, gdyż rok to przygotowanie do przyjęcia sakramentu, potem rocznica, a za rok odnowienie chrztu świętego. Spotkania te wydały owoce. Rodzice i dzieci zaczęli regularnie brać udział w niedzielnych Mszach świętych. Wikariusze chodzący po kolędzie mówili mi, że to całkiem inne, odmienione rodziny. To tak, jak nasz ksiądz proboszcz Waldemar powiedział mi, że jak wchodzi po kolędzie do niektórych mieszkań, to czuje się, jakby wchodził do swoich, do rodziny.

Przytoczę tu pewną historię, która miała miejsce podczas malowania kościoła. Czternastu malarzy planowało w poniedziałek nad ranem skończyć swoją pracę. Na godz. 5.30 były zamówione ciężarówki, na które miały zostać załadowane rusztowania. Potrzebowałem pomocy przy załadunku. W niedzielę poprosiłem ojców dzieci wczesnokomunijnych, by przyszli pomóc. Wczesnym rankiem stawiło się 85 młodych mężczyzn.

Często wyjeżdżałem z rodzinami dzieci wczesnokomunijnych na pielgrzymki w przeróżne miejsca. Byliśmy między innymi w Częstochowie, Niepokalanowie, Laskach, Wambierzycach, czy też w Kalwarii Pacławskiej. W tych pielgrzymkach mogli również uczestniczyć wszyscy chętni parafianie.

Drugi filar to katecheza dorosłych. Prowadziłem dziewięć grup skupiających dorosłych.

Miałem pod opieką również grupę mężczyzn, z którymi spotykałem się co dwa tygodnie. Przychodziło 25 – 30 osób. Kobiety często pytały mnie, co my na tych spotkaniach robimy. Odpowiadałem żartobliwie, że każdy mężczyzna ma możliwość wylania żalów i skarg na swoją żonę.

Trzeci filar to praca z młodzieżą. Miałem szczęście do dobrych wikariuszy, którzy mieli dobry kontakt z młodymi ludźmi. Był czas, kiedy do grupy młodzieży oazowej przynależało 100 osób.

 

Miał Ksiądz odpowiednie warunki lokalowe, by wszystkich pomieścić?

Tak, zbudowałem nowy dom katechetyczny, w którym znajdowało się dziewięć salek. Powstawał on w trudnych czasach stanu wojennego. Pamiętam, jak
w pewnym momencie budowy zabrakło wapna, a nie mogłem go nigdzie załatwić. Ogłosiłem w kościele, że mam taki problem i poszukuję kogoś, kto pomoże w jego rozwiązaniu. Zgłosiła się pewna kobieta, która powiedziała, że jedyną osobą, która może tu zaradzić jest pierwszy sekretarz. Poprosiła również, by nie zdradzać sekretarzowi jej tożsamości.  Poszedłem więc do niego mówiąc, iż dowiedziałem się, że tylko on może pomóc. Urzędnik dopytywał o osobę, która przysłała mnie do niego. Zrozumiał, że dałem słowo i obowiązywało mnie dochowanie tajemnicy. Zapytał mnie, ile tego wapna potrzebuję. Odpowiedziałem, że pięć ton. Usłyszałem, że mam napisać podanie o dziesięć ton. Tak też uczyniłem, a sekretarz zapisał na tym dokumencie, że wyjątkowo zezwala na przydzielenie kościołowi tylko pięciu ton wapna. Po jakimś czasie opowiadałem tę historię koledze, który stwierdził, że coś tam z tego chrztu świętego zostało u tego mężczyzny, że należy zatem chrzcić wszystkich, którzy przychodzą i wyrażają taką wolę.

Czwarty filar to działalność charytatywna, niesienie pomocy tym, którzy jej potrzebują. W latach osiemdziesiątych, po upadku komunizmu, w budynku będącym własnością parafii, założyłem ochronkę dla biednych dzieci. Jeśli robi się coś dobrego, to zawsze znajdą się dobrzy ludzie, którzy dopomogą. Z ich pomocą obiekt został wyremontowany i wyposażony. Znaleźli się również wolontariusze do pracy w kuchni, jak i nauczyciele do pomocy w odrabianiu lekcji. Trzy licea na terenie parafii zapewniły sporą liczbę młodzieży, która przychodziła do ochronki. Był to także sposób na ukierunkowanie tych młodych ludzi na Pana Jezusa.

 

Był Ksiądz wieloletnim organizatorem charytatywnych meczów piłkarskich. Czy piłka nożna to ulubiony sport Księdza?

Tak, od dziecka grałem w piłkę nożną. W liceum grałem w siatkówkę. Byłem, nie chwaląc się, kapitanem drużyny. Mieliśmy nawet całkiem spore osiągnięcia.
W Mysłowicach organizowałem mecze piłki nożnej - księża kontra kupcy i rzemieślnicy. Podczas mojego jubileuszu pięćdziesięciolecia kapłaństwa, szef rzemieślników wręczył mi pamiątkową statuetkę z grawerem w podziękowaniu za siedemnaście lat organizowania tychże meczów.  Dodam, iż sportowe zmagania miały szczytny cel – dzięki nim mysłowicka młodzież mogła wyjechać na kolonie.

 

W sierpniu 2007 roku przeszedł Ksiądz na emeryturę i zamieszkał w naszej parafii. Jak się Księdzu żyje w Maciejkowicach?

Bardzo dobrze się tu żyje. Nie znałem wcześniej tego miejsca. Poznałem je dzięki księdzu Pawłowi Bulowi, budowniczemu naszej świątyni. Był on moim wikariuszem na parafii w Mysłowicach. Jak zaczął budować chorzowską świątynię, jeździł po różnych parafiach i zbierał fundusze. Musiał się starać o zastępstwo. Nie zawsze, ale często posyłałem mu wikariusza, który odprawiał msze podczas jego nieobecności.

 

Czyli Ksiądz Senior poznał naszego poprzedniego proboszcza Pawła w Mysłowicach?

Tak, poznaliśmy się w Mysłowicach. Cztery lata był u mnie wikariuszem. Dodam również, że ksiądz Paweł chrzcił kleryka Bartosza Morawskiego, który od lutego gości w naszej parafii.

Obiecałem księdzu Pawłowi, że jak pójdę na emeryturę, to będę dojeżdżał do Maciejkowic z rodzinnych Piekar Śląskich. Usłyszałem z jego ust: „Tu jest probostwo duże. Ojczulku, zostańcie tutaj. Będę Was tak traktował, jak Wy mnie”. Pojechałem na Jasną Górę, a po powrocie podjąłem decyzję o zamieszkaniu w tej malowniczej dzielnicy Chorzowa. Chciałem być dalej księdzem. Nie wyobrażałem sobie, żeby było inaczej. Z perspektywy siedemnastu lat jestem przekonany, że dobrze zrobiłem, że to była właściwa decyzja.

 

Tak, to była właściwa decyzja. Patrząc na Księdza, widać wyraźnie, w którym kierunku patrzy Ksiądz. To jest piękne. Takich właśnie ludzi nam potrzeba, chcemy mieć takich przewodników na drodze ku świętości.

 

Został Ksiądz obdarzony wyjątkowym głosem. Które z pieśni religijnych należą do grona ulubionych?

Dużo jest takich pieśni. Lubię pieśni Maryjne, kolędy, pieśni postne. Wysokie miejsce w mojej klasyfikacji zajmuje pieśń: „Jezus przez życie mnie wiedzie”. Melodia jest przyjemna, lecz najbardziej odpowiada mi jej treść.

 

W jaki sposób spędza Ksiądz swój wolny czas?

Preferuję plener, świeże powietrze i ruch. Obecnie odwiedzają mnie dwaj księża, moi byli wikariusze i raz w tygodniu wyjeżdżam z nimi na kilka godzin. Lubimy spacery, na przykład nad jeziorem Chechło. Teraz, na emeryturze, jest to dla mnie w pełni wystarczające. Lubię również spacery po naszym ogrodzie. Mam psa, więc mam motywację do regularnych spacerów. Gdy pracowałem jako proboszcz, w pierwsze dni wakacji spałem po dziesięć godzin na dobę. Dopiero w drugim tygodniu urlopu można mnie było zobaczyć z książką w ręku.

 

Spotkał się Ksiądz osobiście z Janem Pawłem II?

Tak, w 1988 roku zorganizowałem pielgrzymkę do Rzymu. Udało nam się wziąć udział w audiencji u papieża. Ojciec Święty podszedł do mnie i wziął mnie za rękę. Poczułem wówczas, jak moje ciało przeszywa prąd. Odbyłem z nim również krótką rozmowę. Zapytał mnie, jak mi się pracuje w Mysłowicach. Powiedział, że zna to miasto, że przejeżdżał przez nie. To było niesamowite i niecodzienne doświadczenie.

 

Wisława Szymborska napisała, że „nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy”. Czy żałuje Ksiądz którejś z podjętych decyzji? Czy jest coś, co dziś zrobiłby inaczej?

Na pewno, gdybym drugi raz mógł powtórzyć przynajmniej pewne fragmenty życia, to z pewnością bym coś inaczej ustawił, rozstrzygnął, zadecydował. Myślę, że człowiek nie powinien się za bardzo oglądać do tyłu. Trzeba iść do przodu. Za to, co było dobre, należy podziękować Panu Bogu, a  za to, co złe, przeprosić.

 

Jakie słowa skierowałby Ksiądz do młodych ludzi, którzy chcą swoje życie poświęcić Bogu, wstępując do zakonu czy seminarium?

Gdyby ktoś taki się do mnie zwrócił, to chętnie bym z nim porozmawiał. Ważne jest to, by nie narzucając się, spowodować, iż jeśli to jest materiał na kapłana, to żeby on o tym pomyślał. Zawsze pozostaje modlitwa, ona ma moc. W ciągu mojej blisko trzydziestoletniej posługi w Mysłowicach, prowadziłem do ołtarza siedemnastu księży, natomiast do klasztoru wstąpiło wówczas dwanaście dziewcząt. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Siostra Łucja powiedziała, że w czasach ostatecznych szatan uderzy w rodzinę i kapłaństwo. Mam jednak nadzieję, że nadejdzie wiosna w kościele. Mam przeczucie, że człowiek się przebudzi i skieruje swoje życie na właściwe tory.

 

Czy jest jakaś złota myśl, która prowadzi Księdza przez życie?

Mam taki obrazek w brewiarzu, który otrzymałem w Lourdes. Poszedłem tam do spowiedzi i ksiądz dał mi obrazek, na którym została umieszczona piękna myśl: „W duszy, w której jest Chrystus, jest zawsze wiosna”. Często na niego patrzę i czytam te słowa.

 

Jak to jest mieszkać pod jednym dachem z proboszczem Waldemarem?

Żyjemy jak dobrzy sąsiedzi, w zgodzie i miłości. Ja sobie nie wyobrażam, żeby nie rozmawiać ze sobą. W moim rodzinnym domu, kiedy to mama chciała nas z bratem ukarać za jakieś nieposłuszeństwo, to miała jedną metodę -  nie odzywała się do nas. To była dotkliwa kara. Po godzinie zgodnie prosiliśmy ją, żeby przestała milczeć, żeby znów do nas przemówiła.

 

Czego życzyć Księdzu Seniorowi, oczywiście oprócz zdrowia?

Żebym wytrwał, bo „kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”.

 

Bardzo dziękuję za rozmowę, to był dla mnie zaszczyt.

 

Boże, obdarzyłeś nas wielką łaską, stawiając na naszej drodze
Księdza Gerarda Gulbę, który obchodzi dziś 83 urodziny.
Prosimy Cię: obdarz Go zdrowiem i radością, w Jego serce wlej nadzieję,
bądź Mu Obrońcą i Zbawicielem.

Triduum Paschalne
03/2024

Linki »

Facebook